Fragment artykułu "Ateiści, nie wysyłajcie dzieci na religię": 

(...)
Jak wiemy, psychika człowieka w wieku
siedmiu lat jest inna niż w wieku
lat siedemnastu. Zgodzę się, że
siedemnastolatek, jeśli wcześniej nie
został zbyt mocno zindoktrynowany
i nie jest głupcem, lekcję religii
wyśmieje. Ale wczujmy się w skórę
siedmiolatka. Co poczuje, gdy znajdzie
się w grupie prowadzonej przez
dorosłą osobę, o niesłusznie
zawłaszczonym autorytecie nauczyciela
szkolnego, gdzie premiowane są
zachowania polegające na wykazywaniu
wiary, uczuć żywionych wobec
urojonego boga? Czy zmuszanie małych
dzieci do wczuwania się w zbiorową
modlitwę, przy piętnowaniu postaw
sceptycznych, jest rzeczywiście
niegroźne? Czy każde małe dziecko
będzie tak wybitnym indywidualistą,
że przeciwstawi się takiej sytuacji
i nie będzie próbowało się wczuwać
w wiarę chrześcijańską, co jest
przecież jedynym rzeczywistym wymogiem
na lekcjach religii? Znane są liczne
przypadki, gdy sceptyczny młody
uczeń na lekcji religii jest podawany
przez katechetkę/katechetę za
przykład osoby złej, pozbawionej łaski
boga. Czy na siedmio-, dziesięciola-
-tka to rzeczywiście nie działa?
Czy starczy spokojna rozmowa po
szkole z rodzicami, aby taką traumę
wyleczyć? Swoją drogą po co w ogóle
skazywać dziecko na taką traumę, nawet
jeśli da się ją jakoś wyleczyć?
(...)